— Co robisz? — Harry zagląda przez ramię Voldemorta i patrzy jak wlewa do kociołka ślinę rogatej żaby, po czym miesza dwa razy zgodnie z ruchem wskazówek zegara. Voldemort wzdycha zirytowany, ale odpowiada.
— Warzę eliksir.
— Ale jaki dokładnie? — dopytuje.
Riddle odwraca się w stronę Harry'ego z błyskiem w oku.
— Dzięki niemu wreszcie osiągnę cel, o który walczyłem.
— Wszczepisz te dusze? — Harry wie, że jego zachowanie może być troszkę irytujące, ale nie może się powstrzymać.
— Dokładnie. — Voldemort odwraca wzrok i ponownie miesza eliksir, po czym dolewa do środka gęstą, czerwoną substancję, a ciecz zaczyna wściekle wrzeć.
— Tak miało być? — Harry nigdy nie znał się nie eliksirach, szczególnie nie na tak skomplikowanych, ale taka reakcja nie wydaje się być prawidłowa.
— Wynocha. — Głos Toma jest zimny i nieprzyjemny, a Harry wycofuje się z pracowni, nie chcąc naradzić się na gniew czarnoksiężnika. Wie, że jak już Tom skończy i mu się uda, będzie w dobrym nastroju i w końcu będzie można z nim po ludzku porozmawiać.
Harry postanawia, że pójdzie do ogrodu. Wewnątrz wciąż buzuje poczucie niesprawiedliwości, choć Harry stara się je stłumić, wiedząc, że takie dziecinne zachowanie donikąd nie zaprowadzi. Ale i tak trzaska drzwiami.
Na chwilę przysiada na schodkach i podbiera się, nadymając policzki. Jeszcze nie wyglądają tak jak zwykły, ale powoli nabierają kształtu, a okropne wychudzenie przechodzi w niepamięć. Harry prostuje się i spogląda na kościste ręce i wąskie nadgarstki z bladymi śladami kajdan; Tom mówi, że nie znikną, za późno zaczęto je leczyć.
Ogród woła Harry'ego niby magiczną pieśnią, ale tak naprawdę to chłopakowi się po prostu nudzi. Bierze konewkę i zaczyna podlewać ogołocone krzaki róż. Ostatnio poobcinał martwe pędy, więc teraz czeka, aż roślina puści nowe — jasnozielone i delikatne.
Podczas pracy uderza w niego myśl, że chyba nie chce tak żyć. Zatrzymuje się, a konewka wypada z jego dłoni na grząską ziemię. Harry obraca się na pięcie i wraca biegiem do dworu. Z zamachem otwiera drzwi, drewno uderza z trzaskiem o ścianę, by zbiec po schodkach do piwnicy, gdzie znajduje się pracownia Voldemorta.
Na dole unosi się ostry zapach spalenizny, a Harry zastanawia się, czy to pomyłka Toma, czy po prostu eliksir tak okropnie reaguje.
Harry podchodzi do żelaznych drzwi i ostrożnie je otwiera. Tom nachyla się nad kociołkiem grzebie ręką wewnątrz. Mięśnie napinają się na odsłoniętej skórze ręki, jakby Riddle używał dużo siły. W końcu podnosi się i poprawia rękawy szaty, przywracając je do pierwotnej pozycji.
— I co teraz? — pyta Harry, nie mogąc wytrzymać.
— Teraz decyzja należy do ciebie. — Voldemort podchodzi do niego z uśmiechem samozadowolenia.
— Czyli ci się udało? — pyta Harry, wnioskując po braku wyzwisk.
— Wątpiłeś? — Tom przekrzywia głowę, a zbłąkane kosmyki opadają na wysokie czoło. Harry bardzo chce je odgarnąć, poczuć ich, zapewne miękką i miłą w dotyku, strukturę, ale powstrzymuje się w ostatnim momencie. Jego palce wręcz mrowią, ale Harry dusi pragnienie silną wolą.
— Wcale — odpowiada, przenosząc wzrok na ustawione pod ścianą różnokolorowe fiolki. Tom uśmiecha się jakby pozjadał wszystkie rozumy świata, po czym wraca do pracy i zaczyna coś dolewać i sypać kolorowe proszki. — I co teraz? — pyta Harry, nie chcąc znowu zirytować czarodzieja zaglądaniem przez ramię.
— Teraz zadaję ci ważne pytanie.
— Jakie?
— Musisz zdecydować — mówi — kim chcesz być.
— A jakie są opcje?
— Opcja "a" — szepcze z uśmiechem czającym się w kąciku ust — oznacza, że wycofujesz się jak tchórz. Z kolei opcja "b" gwarantuje ci niezwykłe przeżycia po mojej stronie na wojnie.
— A opcja "c"? — dopytuje Harry, a serce łomocze w piersi.
— Hm? — Głos Voldemorta to niski pomruk drapieżnika.
— Robię, co chcę — mówi Harry z uśmiechem i cofa się o krok.
— Zależy, co dokładnie chcesz zrobić, bo widzisz, mój mały czarodzieju... jeśli zgodzisz się wykonać moje małe zadanie, nie będzie już odwrotu.
Harry milczy. Wpatruje się w spokojne oblicze Toma. Na kształtne usta, które chciałby teraz pocałować, na ciemne brwi, wysokie kości policzkowe i iskrzące się czymś niebezpiecznym oczy — czymś niebezpiecznym, ale pociągającym.
— A jakbym chciał cię pocałować? — wypala, zanim zdąży pomyśleć. Natychmiast żałuje swojego niewyparzonego języka i chce zapaść się pod ziemię. Gdy wreszcie zbiera się na odwagę, by spojrzeć na Toma, ten nie wydaje się zły ani zaskoczony.
— Musisz na to zasłużyć — mówi z uśmiechem, który Harry z ręką na sercu mógłby nazwać szczeniackim. Bo naprawdę! To szczery uśmiech z zawadiacko podniesionymi brwiami i błyszczącymi oczami. Chociaż ich przerażający kolor trochę psuje efekt.
— Jak? — Harry przekrzywia głowę, a przydługa grzywka zasłania lekko oczy.
Voldemort odwraca się, by po chwili stanąć przed Harrym z wyciągniętą rękę zaciśniętą w pięść.
— Potrzebuję twojej pomocy — mówi. — Ale ta pomoc niesie za sobą konsekwencje.
— Jakie?
— Już nigdy się ode mnie nie uwolnisz. — Harry ma ochotę parsknąć śmiechem. Bo przecież to brzmi absurdalnie. Gdyby Harry w ogóle chciał się uwolnić od Voldemorta, w końcu to przy nim czuje się bezpiecznie, jemu może zaufać i jemu zwierzyć ze wszystkich swych zmartwień, a on mu pomoże.
— Czyli co mam zrobić?
Tom chwyta ciepłą dłoń Harry'ego w swoje lodowate palce i kładzie na wnętrzu kryształ jaśniejący blaskiem tysiąca gwiazd.
— Co to? — Tom mrozi go wzrokiem za głupie pytanie, a Harry uśmiecha się bez cienia skruchy. — Już przestaję — mówi z uśmiechem.
— Ja wypiję eliksir, a ty musisz przyłożyć kamień do mojej klatki piersiowej. — Kieruje dłoń Harry'ego do swojego ciała i przykłada ją tuż pod miejscem, gdzie spotykają się kości obojczyków. — Nie zwracaj uwagi, że syczy, że ja syczę, że pocieknie trochę krwi. Ma wtopić się w ciało.
Harry spogląda w górę rozszerzonymi z przerażenia oczami.
— Będzie cię boleć? — pyta, czując się nieswojo.
— Zapewne — odpowiada i zaczyna grzebać przy stanowisku z kociołkiem i eliksirami. Chwyta parę fiolek i wlewa je do kociołka, po czym szybko miesza. Wreszcie gasi ogień i przelewa przeźroczystą ciecz do pustego naczynia. — I ciebie też — dodaje Tom, nie spoglądając na Harry'ego. Przygląda się jak eliksir mieni się w świetle świecy.
— Po co ci to tak w ogóle? — Harry'emu coraz mniej podoba się ten pomysł. Bo wtapiać w ciało kryształ? Idiotyczne. Istne szaleństwo.
— Nieśmiertelność.
— Mam wrażenie, że to twoja odpowiedź na wszystko — mamrocze pod nosem Potter. Voldemort zbywa jego protesty wzruszeniem ramion.
— Przelałem w ten prosty kryształ esencję Ekrizdisa. Znalazłem sposób, by ją zapieczętować i ujarzmić — mówi. — Niestety w zapiskach były błędy i luki. Poważne luki. Musiałem odtworzyć ten eliksir — unosi fiolkę z przeźroczystym płynem do góry, by pokazać Harry'emu — praktycznie od zera.
— Co on robi?
— Zwiąże twoją duszę z moją — odpowiada z uśmiechem, a Harry przełyka ślinę, nagle czując się dość niepewnie. — Dzięki temu będę miał zapewnioną ochronę przed szaleństwem dementorów.
— Czyli jeśli ja umrę... to i ty? — pyta niepewnie Harry.
— Bardziej stanę się wygłodniałym dementorem. — Voldemort wzrusza ramionami, jakby w ogóle nie brał tej możliwości pod uwagę.
— Ale — w Harrym wszystko buzuje z emocji — dementorzy to najobrzydliwsze stworzenia świata! Są okropne! I ja to wiem najlepiej — dodaje z mocą, przykładając rękę do serca. — Nie możesz chcieć się nim stać. Nie możesz.
— Harry, Harry, Harry... czy ty naprawdę myślisz, że pozwolę ci umrzeć? — pyta Voldemort, chwytając podbródek Harry'ego i unosząc go lekko do góry.
— Kiedyś przecież muszę umrzeć — przypomina Potter, wpatrując się w te zuchwałe oczy.
— Niekoniecznie. — Tom puszcza Harry'ego i odsuwa się, jednak nadal pozostaje blisko drugiego czarodzieja. — Mój horkrus w tobie jest wieczny, a więc i ty jesteś.
— Dzięki horkruksowi jestem nieśmiertelny? — pyta Harry. Przegryza wnętrze policzka marszczy brwi. — To... — szuka odpowiednich słów — dziwne.
— Tak myślisz? — Voldemort unosi brew, ale nie poświęca wiele uwagi obawom Harry'ego. Zamiast tego skupia się na rzeczom dla niego ważnym. Rozpina szatę i ściąga ją zupełnie, zostając w prostych spodniach.
Harry nie może nie patrzeć na szczupłą sylwetkę Toma — na szerokie ramiona, lekko wychudzoną posturę i wystające łokcie. Wszystkie elementy idealnie do siebie pasują i tworzą obraz człowieka, za którym Harry skoczyłby w ogień. W końcu to Tom uratował Harry'ego.
— Możesz zaczynać — mówi i rozkłada szeroko ręce.
— Co konkretnie mam zrobić?
Tom wzdycha z irytacją, ale i tak tłumaczy:
— Po prostu go przyłóż. Magia zrobi resztę — mówi i wypija eliksir duszkiem.
Harry czuje jak jego ręce nieprzyjemnie się pocą, gdy unosi mały kryształ i przyciska go tuż pod obojczykami Toma.
Skóra wokół zaczyna syczeć, gdy minerał wypala tkankę. Dziwne ciepło emanuje z kryształu i parzy palce Harry'ego, który chce puścić przedmiot, jednak z tyłu głowy czai się myśl, że nie może zawieść Toma. Dlatego zaciska palce jeszcze mocniej, przy okazji krzywiąc się z bólu, gdy kryształ pali jak rozgrzane żelazo.
Ze skórą Toma w miejscu, gdzie Harry przykłada kryształ, zaczyna dziać się coś niedobrego — czarnieje i zaczyna obficie krwawić, plamiąc wszystko wokół żywą czerwienią.
Przedmiot zagłębia się coraz bardziej w ciało, Harry dociska go jeszcze trochę, aż wreszcie kryształ błyska białym światłem i robi się lodowaty. Dopiero teraz Harry odrywa bolące place i bierze się na odwagę, by spojrzeć na twarz Voldemorta.
Tom spogląda na niego z czymś dziwnym w oczach. Harry nie jest w stanie określić, co to dokładnie jest, ale wywołuje motylki w jego brzuchu.
— To... już? — szepcze z lekkim zaskoczeniem.
Voldemort nie odzywa się, spogląda w dół na poparzone palce chłopaka i bierze je w swoje lodowate dłonie, po czym unosi do góry i przyciska do ust. Harry czuje nacisk miękkich warg i nie potrafi na niczym skupić myśli.
To najmilsze i najdziwniejsze uczucie, którego Harry kiedykolwiek doświadczył. Delikatny dotyk sprawia, że oddech staje się szybszy, a bicie serca ogłusza tak bardzo, że Harry jest w stanie słyszeć jedynie jak głośno dudni mu w uszach.
Unosi głowę i napotyka twardy wzrok Riddle'a, jakby ten podjął decyzję. A potem te miękkie usta znajdują się na tych Harry'ego, a świat zatrzymuje się na trzy pełne sekundy. Po nich Voldemort odsuwa się z uśmiechem, który niesamowicie irytuje Harry'ego, więc postanawia zetrzeć go z bladej twarzy Toma i całuje go ponownie.
Wsuwa zakrwawione palce w szorstkie włosy i oddaje się zmysłom, nie myśląc o konsekwencjach. Skupia się na smaku krwi i delikatnych muśnięciach języka, zatracając się bez reszty.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz