Wakacje powoli chylą się ku końcowi, słońce delikatnie otula zatłoczone ulice Londynu ciepłym światłem, gdy Hermiona powolnym krokiem zmierza w stronę Grimmauld Place. Z rękami w kieszeni luźnej bluzy z kapturem i w wygodnych spodniach na nogach przemierza spokojne uliczki, wdycha zapach zbliżającej się jesieni. W uszach tkwią dwie słuchawki, a kaseta magnetofonowa podpisana starym markerem wydaje przyjemne, delikatne dźwięki.
Hermiona idzie bez konkretnego celu, rozpamiętując tekst artykuły napisanego przez nikogo innego a urokliwą Ritę Skeeter. Przed oczami ma krzyczący nagłówek napisany tłustym, grubym drukiem i przerażające zdjęcie budowli Azkabanu wokół którego sunęli w powietrzu, wolno i ociężale jakby w zwolnionym tempie, dementorzy. Dziewczyna przeczytała tekst tak wiele razy, że każde słowo dokładnie wyryło się w jej pamięci.
Według doniesień anonimowego informatora (zapewniam jednak, ze to człowiek godny zaufania) ostatnio w Azkabanie miała przerażająca sytuacja. Jak wszyscy wiemy od niecałych dwóch miesięcy karę za zabójstwo swojej mugolskiej rodziny ze szczególnym okrucieństwem (zob. str. 17 ) odsiaduje sławny Harry Potter (zobacz str. 19 — Oznaki szaleństwa Pottera na przestrzeni lat). Według najnowszych informacji pan Potter został ranny, a raczej sam się skaleczył. Strażnicy i więźniowie utrzymują, że w nocy zaczął przeraźliwie krzyczeć jak człowiek niezrównoważony psychicznie. Okazuje się, że Harry Potter próbował popełnić samobójstwo. Czyżby czuł się winny? Czy można to traktować jako przyznanie się do winy? Przypominam, że na procesie pan Potter twierdził, że rodzinę kazał mu zabić Voldemort w jego głowie.
Powszechnie wiadome jest, że Azkaban czyni ludźmi szalonymi, ale, jak wspomina nasz ekspert dr Doomey — Potter był szalony już wcześniej. Najprawdopodobniejszym wyjaśnieniem są więc wyrzuty sumienia. Z wiarygodnych źródeł wiem, że Potter próbował się udusić — jedną rękę zaciskając na gardle, drugą próbując się uratować. Czyż to nie jest dziwne? Wszystkie te dowody wskazują z pewnością na winę Harry'ego Pottera.
Aktualnie pan Potter poddany został opiece medycznej — zgodnie z regulaminem Azkabanu nie można go uleczyć magią ani eliksirami, więc rany pana Pottera muszą zagoić się naturalnie.
Będę Was informować na bieżąco, więc prenumerujcie Proroka Codziennego.
Wasza Rita Skeeter — reporterka z duszą.
Każde jedno słowo tego przeklętego artykułu wzbudza w Hermionie pokłady gniewu i frustracji, których nie była świadoma, że posiada.
Jak można tak bardzo oczerniać drugiego człowieka, niszczyć mu wizerunek i przede wszystkim życie? W końcu Harry nie został skazany na dożywocie — po dziesięciu latach (Hermiona ma jednak nadzieję, że ta cała sytuacja okaże się żartem na Prima Aprilis i Harry'ego uniewinnią) wyjdzie na wolność. I co wtedy? Społeczeństwo czarodziejów go zje, przeżuje i wypluje do sedesu.
Dlaczego czarodzieje nie chronią wizerunku tak jak mugole? — warczy w myślach Hermiona, marszcząc brwi. Zachowanie Skeeter przeczy wszystkim moralnym wartościom, którymi powinien hołdować człowiek.
Hermiona prycha głośno, a bezdomny kot ucieka z pobliskiego śmietnika, przewracając niedojedzoną puszkę po rybnej konserwie, która z brzdękiem spada na chodnik. Kot skrywa się za niebieskimi workami na śmieci. Dziewczyny przystaje i po chwili zastanowienia wyciąga w stronę zwierzaka rękę. Miły gest jeszcze bardziej płoszy kota, który zwinnie przeskakuje przez płot i znika.
— Nic bym ci nie zrobiła — mówi z lekkim wyrzutem, bo naprawdę chciała pogłaskać tego kota, po czym wychodzi na główną ulicę. Otacza ją szum spieszących się ludzi i głośny warkot aut jak ryk rozwścieczonego zwierzęcia.
Nie ma żadnego pomysłu, co mogłaby ze sobą zrobić, więc kieruje się w stronę Grimmauld Place, chociaż naprawdę nie chce tam teraz być. Gdy tylko pomyśli sobie o tych okropnych, fałszywych hipokrytach, którzy najchętniej skazaliby Harry'ego na gilotynę, czuje gniew, jakby wrzątek buzował w jej żyłach. Ci ludzie uważali się za przyjaciół Pottera, ba! nawet za jego rodzinę, a przynajmniej jej namiastkę. Jakim cudem tak łatwo i bezproblemowo skazali go na straty i sobie wszystko odpuścili?
Wewnątrz starego domu wita ją stęchły zapach kurzu, który nie chce zniknąć pomimo uporczywego sprzątania. W kuchni pani Weasley pichci smakowicie pachnący obiad, a Ron pewnie znowu siedzi w swoim pokoju obrażony na cały świat.
Hermiona zapewne znowu cały wieczór przesiedzi z książką, ewentualnie będzie rozmawiać z Syriuszem o Harrym (jeśli Black będzie na tyle trzeźwy, żeby kontaktować). Liczy na to, że dzisiaj do kwatery wpadnie profesor Lupin, przynajmniej jej umysł miałby zajęcie.
— Dzień dobry! — krzyczy w stronę kuchni. Odchodzi, gdy tylko słyszy identyczną odpowiedź i od razu kieruje kroki do niewielkiej biblioteki rodu Blacków.
Gdy sunie czubkiem palca po zakurzonych grzbietach, słyszy przybliżające się kroki i przyciszone męskie głosy, które z każdą sekundą stają się coraz bardziej wyraźne.
Działając instynktownie, kierowana adrenaliną i przyzwyczajeniem z przygód w Hogwarcie, chowa się za regałem i przez szparkę obserwuje jak do pomieszczenia wchodzi Albus Dumbledore, a zaraz po nim Severus Snape.
— Czyli doniesienia są prawdziwe? — Dumbledore z westchnieniem zadaje pytanie, wpatrując w widok za małym oknem. Snape stoi oparty o ścianę z założonymi ramionami. Najpierw milczy, po prostu twardym wzrokiem wpatruje się w dyrektora, po czym mówi niskim głosem:
— Tak. Potter próbował się zabić.
Serce Hermiony ściska żal, o mało co się nie zapomina, więc musi zakryć usta rękę, by stłumić dźwięk przerażenia.
— Twój informator wie coś więcej? — Głos Dumbledore'a jest cichy, ale pewny, nie zdradza jakichkolwiek emocji, nawet jeśli takowe targają starszym czarodziejem.
— Nic więcej poza tym, co napisano w gazetach. Próbował się udusić, jednocześnie próbując się uratować jak popieprzenie by to nie brzmiało.
Przez chwilę obaj milczą.
— Czarny Pan ostatnio coraz bardziej interesuje się Azkabanem — odzywa się Severus, a Hermiona nadstawia uszu, przybliżając się bardziej, chcąc usłyszeć szczegóły. — Oraz... dementorami, szuka jakichkolwiek ksiąg z nimi związanych.
— Zrobisz tak, jak ci powiem Severusie — mówi Dumbledore, a Snape spina się, słysząc to wyraźne polecenie. — Musimy dowiedzieć się, o co chodzi, dlatego poszukaj tu ksiąg o dementorach... Biblioteka Blacków powinna obfitować w mroczne księgi. I kiedy będziesz mu je dawał, postaraj się wypytać go o plany, o to czego szuka, byś mógł poszukać innych ksiąg.
Snape wygląda, jakby mu ulżyło. Hermiona marszczy brwi. Jeśli Voldemort czegoś szuka, to to nie może być nic dobrego.
Dumbledore już wychodzi z pomieszczenia, kiedy Snape pyta ostrym głosem:
— A co z Potterem?
— Co ma być z Harrym?
— Wiesz, co z nim zrobili po tym incydencie przecież, standardowa procedura. Chłopak pewnie leży poraniony i przykuty do łóżka. Nic z tym nie zrobisz? To twój pupil w końcu. — Snape nie byłby Snape'em, gdyby do swojej wypowiedzi nie dorzucił jadu i pogardy.
— Przecież nie jestem w stanie nic zrobić, Severusie. Ważne, że Harry jest bezpieczny.
— Bezpieczny — prycha Snape. — Bezpieczny, ale za parę miesięcy już go nie będzie, demenotrzy zniszczą go, nawet nie ruszając duszy.
Ale Dumbledore już dawno wyszedł.
Hermiona przez chwilę stoi sparaliżowana. Jak to przykuty do łóżka? Jak to go nie będzie? Jak to nic nie da się zrobić? Usta dziewczyny zaczynają drżeć, a oczy niebezpiecznie piec, wyciera je pięściami — to nie czas na łzy. Musi coś zrobić. Nie może stać biernie jak ci dorośli.
Zatracona w myślach o mało co nie daje się przyłapać przez Snape'a, który przeszukuje półki. Hermiona cicho wycofuje się w stronę drzwi, korzystając z tego, że profesor eliksirów odwrócony jest plecami i zajęty przeglądaniem grubej księgi.
Delikatnie otwiera drzwi, cały czas wstrzymując powietrze. Biegiem puszcza się przez korytarz i oddycha z ulgą dopiero na schodach. Bierze parę głębokich wdechów i osuwa się po ścianie, siadając na środku schodów.
Właśnie straciła wiarę w ludzkość.
— Jak można być tak bezdusznym draniem? — mamrocze pod nosem. Ale ona tak tego nie zostawi. Wyciągnie Harry'ego z Azkabanu, choćby jej oceny miały na tym ucierpieć, choćby sama miała tam trafić. Nie może zostawić przyjaciela w potrzebie.
Da radę. Nie zadziera się z Hermioną Granger.
~*~
Harry'ego budzi suche uczucie w gardle — w dodatku całe piecze i pulsuje tępym bólem. Gdy otwiera oczy, wita go widok ciemnego sufitu. Próbuje dosięgnąć szyi palcami, chcąc sprawdzić, dlaczego go tak boli, ale napotyka opór. Jego serce na chwilę się zatrzymuje.
Nie mam rąk? — myśli w panice.
Ponownie szarpie kończynami, coraz bardziej chaotycznie i używając więcej siły. Zaciska palce w pięści, potwierdzając, że jednak je ma. Zimna fala ulgi nie zostaje na długo, bo gdy Harry próbuje się podnieść i zobaczyć, co blokuje mu ręce, odkrywa, że nie może tego zrobić.
Został przykuty do łóżka.
Magiczne więzy nie pozwalają mu na podniesienie ciała, jedynie może lekko odchylić głowę od materaca. Kątek oka próbuje spojrzeć na swoje ręce — przywiązane kajdankami do metalowych rur łóżka.
Czuje się źle, koszmarnie, okropnie, jakby przejechał po nim pług, a potem Voldemort zafundował mu serię Cruciatusów, a na dokładkę dopadła go nieznośna migrena.
Harry próbuje sobie przypomnieć, co doprowadziło do tej opłakanej sytuacji, ale jego wspomnienia są mętne i niejasne. Jeśli dobrze sobie przypomina, to rozmawiał z Tomem. Rozmawiał z nim długo w świecie wykreowanym przez umysł pragnący uciec od tego szaleństwa, tworząc nierealne iluzje.
Potem się obudził. Tak, z pewnością się obudził, ale nie pamięta, co dalej. Nie pamięta, dopóki przed oczami nie pojawia się obraz Ginny.
Zakrwawionej Ginny; jest tak chuda, że przez cienką skórę prześwitują kości.
— Odejdź... — jęczy Harry. Przeraża go myśl, że nie ma jak uciec, jak się bronić.
Oczywiście, gdzieś z tyłu głowy czai się myśl, że to tylko iluzja, ale wyprany z pozytywnych uczuć i jakiegokolwiek poczucia bezpieczeństwa Harry bezgranicznie wierzy swoim oczom i zaczyna się szarpać.
Zaalarmujesz strażników tą szamotaniną.
— Tom! — Harry'ego zalewa fala ulgi. Jeśli Tom do niego dołączył, to znaczy, że Ginny nic mu nie zrobi. Nie wie, skąd u niego ta myśl, skąd to zaufanie, ale trzyma się tego rozpaczliwie jak ostatniej deski ratunku. Jednak możliwość, że to głos Toma jest tą urojoną rzeczą ma wysokie prawdopodobieństwo, w końcu prawdziwy Voldemort obiecał Harry'emu, że spotkania w różanym ogrodzie są tymi prawdziwymi. Co do głosu Voldemorta w swojej głowie Harry nie ma pewności.
Stęskniłeś się?
Słowa przesiąknięte są drwiną, ale z oczu Harry'ego ciekną łzy ulgi, wreszcie jego cierpienie się skończy — nawet jeśli na krótki moment. Opuszcza więc ręce i leży spokojnie, cały czas jednak patrząc na Ginny. I ona też na niego patrzy pustym wzrokiem trupa.
— Zabierz ją stąd — mówi rozpaczliwie. — Zrób coś z nią.
Przecież już ją zabiłem. Czego jeszcze oczekujesz?
Voldemort śmieje się cicho, mówiąc o śmierci dziewczyny.
— Skoro to ty ją zabiłeś, to dlaczego to mnie nie chce zostawić w spokoju?!
Mój mały, dzielny czarodzieju — mówi wręcz z czułością — ciało tej dziewczynki dawno już zgniło, to tylko pierdolona iluzja, więc przestań się zachowywać jak dzieciak i staw jej czoła! — Z każdym słowem głos Voldemorta nabiera ostrości, by w ostatecznie stać się reprymendą.
Harry przymyka oczy i bierze głęboki wdech.
Staw czoła koszmarom inaczej cię zjedzą. Nie zostawią nawet skrawka mięsa na twoim szkielecie.
Gdy Harry wreszcie nabiera odwagi, by spojrzeć na widmo, Ginny dalej tam stoi. Uśmiecha się niewinnie, a z kącików jej ust powoli płynie brudna krew, skapując na podłogę z delikatnym pluśnięciem.
— Nie zniknęła — żali się, mając ochotę ponownie się rozbeczeć jak małe dziecko. Tak bardzo chce, żeby to się skończyło.
Najprostszym rozwiązaniem byłaby twoja śmierć, zdajesz sobie sprawę?
— Tak — odpowiada Harry. — Ale nie chcę umierać.
Nie?
— Nie — stwierdza stanowczo. — Chcę wyjść na wolność.
Chcesz się zemścić? — kontrolę nad zazwyczaj spokojnym głosem Toma przejmuje ekscytacja.
Harry zaciska pięść na matowym kocu i wlepia wzrok w pusty sufit.
— Nie mam siły na zemstę... ja chcę po prostu znowu zobaczyć gwiazdy.
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniale, dobrze że chociaż Hermiona jest po stronie Harrego... zastanawiam się czy jednak te wizje z Ginny nie zsyła Tom, aby przeciągnąć Harrego na swoją stronę...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia