3. Plan skazany na niepowodzenie




Ekspress Londyn–Hogwart mknie po szynach, zmierzając w stronę Anglii. Koła wagonów hałasują, a z komina wydobywa się biały dym. Za oknem przewija się typowy dla wysp krajobraz — łąki, mniejsze lub większe wzgórza, tętniące życiem i zielenią lasy.
Drzwi do przedziału Harry'ego otwierają się i do środka wchodzą Ron wraz z Hermioną. Uwadze Harry'ego nie umyka to, że Ron siada jak najdalej od niego tuż przy drzwiach, jakby mając  na uwadze ewentualna drogę ucieczki. Hermiona mierzy rudzielca wzrokiem i siada na przeciwko Harry'ego z mruczącym Krzywołapem w ramionach.
  —  Nie rozumiem, dlaczego dla Malfoya powodem do dumy jest to, że Hogwart przegrał Turniej Trójmagiczny. No i co z tego, że miał pójść do Durmstrangu?! — Oburzona za mocno głaszcze kota, który w reakcji syczy i ucieka na wolne miejsce, zwijając się tam w puszystą kulkę. — Przecież uczy się w Hogwarcie i jest uczniem tej szkoły.
  —  Może będziemy mieli szczęście i się przeniesie? — pyta z nadzieją Harry, co wywołuje śmiech u jego przyjaciół.
—  Nawet nie rozbudzaj mojej nadziei, stary. To byłby raj... Hogwart bez tej tchórzliwej fretki...
—  Nie tęskniłbyś za mną, Weasley? —  Malfoy opiera się o framugę drzwi i z kpiną przygląda się siedzącym Gryfonom. 
—  Chciałbyś!
—  Po prostu potrzebuje miłości. Nie widzisz tych jego słodkich oczu szczeniaczka? — pyta ze śmiechem i prowokacją Harry.  Ron nawet nie próbuje dusić w sobie potężnego wybuchu śmiechu, co sprawia, że Malfoy się lekko rumieni.
  —  Nie mam oczu szczeniaczka, Potter! Lepiej to sobie zapamiętaj, albo... Mój ojciec się o tym dowie i zobaczymy, kto będzie się śmiał ostatni! —  Po tych słowach wychodzi z przedziału, z całej siły zamykając przesuwane drzwi. 
Po kilku minutach śmiech i rozpamiętywania min Malfoya, nastrój opada, a Harry pogrąża się w myślach. Przecież już nigdy nic nie będzie takie samo, nie po tym, co powiedział mu Dumbledore. Kto wie? Może nawet i zatęskni za docinkami Malfoya? Za codziennością?
  — Właśnie tego się obawiałem, mój chłopcze. — Powiedział wtedy Dumbledore z poważnym wyrazem twarzy. Jak teraz Harry o tym myśli, to dyrektor wyglądał na przygnębionego, jakby nie chciał wypowiedzieć kolejnych słów. — Najprawdopodobniej Lord Voldemort znalazł sposób, by cię kontrolować. I najprawdopodobniej stąd biorą się twoje senne koszmary.  — Gdyby Harry wiedział, że teraz koszmarem będzie całe jego życie, nigdy nie zgodziłby się na plan zaproponowany przez dyrektora. Szalony plan, który przez niedopowiedzenia ostatecznie wywrócił czarodziejską społeczność do góry nogami. 
  —  Ale... potrafi to pan naprawić? Jakoś mnie odczarować? —  zapytał wtedy Harry przesiąknięty grozą, pewien, że istnieje jakiś sposób na normalne życie. Czy tak wiele wymaga? Spokojna nauka w szkole, a potem, jeśli los pozwoli, założyłby kochającą rodzinę, umarł ze starości z uśmiechem na twarzy przy ukochanych. 
  — Obawiam się, że aktualnie jest to niemożliwe. 
  —  Niemożliwe...? Ale...! — Słowa wypowiedziane przez dyrektora nie wydają się realne, są jak coś rodem z powieści Carrolla, tylko gdzie jest jego biały królik, hę?
  —  Nie wiesz jak bardzo chciałbym, by było to niemożliwe, ale, Harry, jest jeszcze nadzieja. —  I właśnie wtedy Albus Dumbledore wyjawia Harry'emu plan osobliwy już od samego początku. Plan ten jest początkiem zagłady, preludium do koszmaru. 
— Potrzebujemy czasu, by dowiedzieć się czegoś więcej. Myślę, że po odpowiednich studiach nad księgami i klątwami, będziemy w stanie coś wymyślić, by cię uratować. 
  —  Da się mnie uratować?
—  Musimy być dobrej myśli.
—  To... erm... na czym ma polegać ten plan?
—  Zostaniesz odesłany z Hogwartu do pewnego bezpiecznego miejsca. Nie możemy ryzykować, by przez twoją osobę Tom zaczął mordować uczniów. Mam nadzieje, że mnie rozumiesz, Harry?
Mam nadzieję, że mnie rozumiesz, Harry. Mam nadzieję, że mnie rozumiesz Harry — te słowa jak echo odbijają się w głowie Harry'ego. Rozumie, oczywiście, ale bardzo chciałby nie rozumieć, być głuchym na potrzeby świata i zostać egoistą. I wie, że znienawidziłby takiego siebie: tchórzliwego, troszczącego się o własne dobro. Nienawidziłby Harry'ego, który zabiłby Hogwart tylko po to, by mu było lepiej, dlatego odpowiada:
— Rozumiem, profesorze, doskonale rozumiem. — Słowa są zniekształcone przez ściśnięte z emocji gardło. Harry po prostu się boi. Izolacja ocali uczniów, ale to nie wygoni Voldemorta z jego głowy, prawda? Dalej będzie śnił, dalej będzie miał go w głowie. 
  —  Dobrze. —  To jedyne, co mówi Dumbledore. Tylko tym jednym słowem podsumowuje  tak ważny wybór Harry'ego. —  Na wakacje wrócisz do Dursleyów, tak będzie najlepiej.  Lord Voldemort nie jest w stanie przedrzeć się przez ochronę twojej matki, będziesz tam bezpieczny. Ja muszę się zastanowić nad... szczegółami twoich przenosin. 
  —  Czyli mogę już pójść?
—  Tak, tak, jesteś wolny. —  Po tych słowach Dumbledore wraca do rozmyślań, a Harry wychodzi.
 Harry wzdycha lekko; jego oddech maluje delikatny obłok na szybie pociągu, który zaczyna powoli zwalniać.
  —  Już Londyn? —  pyta z zaskoczeniem chłopak.
—  Tak, bierz swoje bagaże. Ron, nie zapomnij Świstoświnki! —  upomina Hermiona.
—  Tak, tak. Mam ją, nie da się zapomnieć o tym wrzeszczącym czymś.  —  Ron marszczy nos, spoglądając na szamotającą się w klatce maleńką sówkę i wychodzi na korytarz. 
  —  Harry, wszystko w porządku? 
Harry czuje na ramieniu dłoń dziewczyny, więc ściska ją lekko i z uśmiechem wypowiada kłamstwo:
—  Wszystko dobrze, po prostu się zamyśliłem. 
Na stacji King Cross jak zwykle są tłumy.  Rodzice witają dawno niewidziane dzieci, a Harry samotnie przechodzi przez barierkę i z ciężkim sercem wędruje w stronę swojego wuja, który czyści maskę samochodu z niesamowitą precyzją. 
Pewnie jutro ja będę musiał umyć to auto, myśli ze zrezygnowaniem i wita się z wujem. 
Niekoniecznie, szepcze głos w jego głowie, zapowiadający, że już nic nie będzie takie, jak było. Nic. Wszystko zmierza, ku zmianom. Znany świat za chwilę runie. Czarodziejskie społeczeństwo straci swojego bohatera. 
Będziemy się przednio bawić, zapowiada głos w głowie Harry'ego, ale chłopak szybko o nim zapomina. Nawet nie zwraca na niego uwagi, skupiając uwagę na reprymendzie wuja, że śmiał się spóźnić i kazał mu czekać. 
Harry, niedługo wszystko się zmieni. Wszystko. W końcu nie mogę pozwolić ci mieszkać z takimi ludźmi, prawda? Będziesz wdzięczny, że cię od nich uwolnię i będziesz zobowiązany, by się mi odwdzięczyć. A ja z radością i otwartymi ramionami przygarnę cię do siebie. Teraz, gdy znalazłem sposób na nieśmiertelność, nie potrzebuję już horkruksów.  Dlatego ty musisz zniknąć, mój drogi horkruksie. I zrobisz to już wkrótce. Obiecuję, Harry.

1 komentarz:

  1. Hejka,
    wspaniale, odniosłam wrażenie, że Malfloy tak jakby chciał się do nich przyłączyć, pogodzić się... ale co zabije Harrego czy tylko tą cząstkę duszy...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń