Remus Lupin. Wilkołak. Były nauczyciel Obrony Przed Czarną Magią. Huncwot. Lunatyk. Ukochany przyjaciel. Wiele określeń pasuje do tej konkretnej osoby, ale dzisiaj mógłby mówić o sobie "przynoszący hiobową wieść". Z wahaniem wymalowanym na zmęczonej twarzy staje przed drzwiami Grimmauld Place 12. Przez chwilę po prostu wpatruje się w nieokreślony punkt, po czym wreszcie wchodzi do środka z ciężko bijącym sercem.
Korytarz jest pusty. Raczej wątpi, by ktokolwiek był w domu poza Syriuszem i Stworkiem, członkowie Zakonu Feniksa pewnie jeszcze nie wrócili z Ministerstwa Magii, wciąż dyskutując o krzywdzącym wyroku. Liczba walczących po stronie Dumbledore'a stale uszczupla się z oczywistego względu — trudno uwierzyć w powrót Sam-Wiesz-Kogo, skoro nic się nie dzieje. Życie w czarodziejskim świecie toczy się zwyczajnym trybem, jeśli nie liczyć dwóch niepokojących incydentów: otwarcia Komnaty Tajemnic trzy lata temu i aktualnej rozprawie Harry'ego Pottera. A właściwie skazanie niewinnego chłopaka na dziesięć lat w Azkabanie, co brzmi jak wyrok śmierci dla tak wrażliwego człowieka. Remus chciał iść do sędziów i opowiedzieć, że to najspokojniejszy chłopiec na świecie z sercem na właściwym miejscu, ale potem stwierdził, że świadectwo bliskiej znajomości z wilkołakiem tylko może zaszkodzić, więc odpuścił. I teraz nie może sobie tego wybaczyć.
— Syriuszu? — Ciche pytanie odbija się echem w pustym domu.
Na odpowiedź nie trzeba czekać długo. Najpierw jest trzask upadającego krzesła, a potem w korytarzu pojawia się Łapa, potykający się o własne stopy i ledwo zachowujący równowagę. Przystaje na widok ponurej miny Lupina.
— Czyli...?
— Niestety.
— To niemożliwe.
— Linia obrony obrała złą strategię. Ostatecznie...
— Nie. To niemożliwe.
— Musisz się z tym pogodzić.
— Haha... Niby jak, do cholery?!
— Po prostu... Mnie też nie jest łatwo!
— Tak? Jakoś nie wygląda!
— Syriuszu...
Po tej rozpaczliwej prośbie zapada cisza. Black po prostu stoi. Lupin wpatruje się w niego błagalnie. Zegar cicho tyka.
— Gdzie Dumbledore? — Głos Syriusza to ciche warknięcie rozjuszonego drapieżnika.
— Jeszcze w Ministerstwie. Syriuszu, musisz się uspokoić... — Słowa Remusa zostają przerwane pojawieniem się członków Zakonu Feniksa z Dumbledore'em na czele, którzy wchodzą do domu, głośno dyskutując.
Wszystko dzieje się błyskawicznie. Syriusz zaczyna rzucać oskarżeniami, a niejasne odpowiedzi dyrektora Hogwartu tak podburzają Blacka, że rzuca się na starszego czarodzieja. Błyski zaklęć i Syriusz kończy na przeciwległej ścianie przyszpilany przez niewidzialną siłę. Kingsley wskazuje na niego różdżką z drżącymi z emocji nozdrzami.
— Jak mogłeś?! — Syriusz powtarza te słowa coraz słabszym głosem, aż ten nie staje się szeptem niknącym wśród szlochów pani Weasley i przekrzykiwań czarodziejów.
Remus jest w stanie jedynie przyglądać się pogrążonemu w rozpaczy Łapie, choć jego serce ściska niewyobrażalny żal. Dlaczego los to taki parszywy sukinsyn?
***
Severus Snape opiera się ciężko o ścianę w gabinecie dyrektora, czekając aż ten wróci z Kwatery Głównej Zakonu Feniksa. Zegara wybijają miarowy rytm, a Mistrz Eliksirów pogrąża się w ponurych myślach.
W końcu płomienie kominka płoną zielenią i w gabinecie pojawia się jego właściciel. Dumbledore otrzepuje srebrzyste szaty, chociaż pewnie tylko z nawyku, bo nie widać na nich żadnego popioły czy innego brudu.
— Severusie.
Dumbledore najpierw podchodzi do pustej grzędy Faweksa i kontynuuje, stojąc odwrócony plecami do Snape'a.
— Co cię sprowadza?
— A jak myślisz? — rzuca gorzko Severus. Jego twarz nie zdradza emocji, jedynie oczy lśnią dziwnym blaskiem. — Przyrzekłem jej, że będę go chronił. — Głos jest zimny i oschły, ale jednocześnie pełen nigdy niewypowiedzianych na głos emocji. — Zaufałem tobie, Albusie.
— Doskonale zdaję sobie sprawę z twojego oddania, co więcej, bardzo je sobie cenię. — Dumbledore mówi to wszystko nie patrząc na Snape'a, rękę kładzie na drewnianej grzędzie i delikatnie gładzi ją opuszkami palców. — Tego, co wydarzyło się dzisiaj na sali sądowej... nie dało się przewidzieć, Severusie. Dobrze wiesz, że plan był inny.
— Plan! — sarka z drwiną Snape. — To było do przewidzenia, że Czarny Pan się zaangażuje, spróbuje namieszać! Jak mogłeś na to pozwolić?
— Wiesz, Severusie... — Dumbledore wreszcie się odwraca z miną pokonanego człowieka — może tak będzie lepiej.
***
— Ron! — woła Hermiona, biegnąc za wysokim rudzielcem, który ze złością wspina się po schodach. — Zaczekaj! To nie tak...! — Chwyta go za nadgarstek, ale Ron się wyrywa, mrożąc dziewczynę wzrokiem, gdy ta patrzy na niego urażona.
— Ty uparty ośle! Choć raz wysłuchaj, co mam do powiedzenia! — Z desperacji Hermiona podnosi głos.
— Tak? — warczy Ron, marszcząc gniewnie brwi. — Znowu powiesz mi, że to moja wina, że Harry trafił do Azkabanu? Tego mam słuchać? Twoich bzdurnych oskarżeń?!
— Nie są bzdurne! — automatycznie broni swojego stanowiska. Potem dodaje łagodniejszym tonem:
— Po prostu mnie wysłuchaj... dobrze? — Ostatnie słowo to już niepewny szept. Ron tylko na nią patrzy, więc zachęcona Hermiona kontynuuje.
— Wszyscy widzieliśmy, że z Harrym było coś nie tak... ale uważam, że nie powinieneś mówić, że najprawdopodobniej to Harry zabił Ginny.
— Nie waż się wypowiadać jej imienia! — warczy Ron, czerwieniąc się na twarzy ze złości. — Nie zasłużyła na taki los!
— A czy ja coś o tym wspomniałam?! Przecież też straciłam kogoś ważnego, ona była dla mnie kimś ważnym! — W oczach Hermiony lśnią łzy.
— Ale nie tak ważnym jak dla mnie! A Harry... Jako jedyny miał szansę temu zapobiec, miał szansę uratować moją siostrzyczkę — mówi z bólem. — Ale tego nie zrobił! I to przez niego ona... — Głos mu się załamuje, nie jest w stanie powiedzieć na głos, że jego siostra nie żyje.
— Ale to nie powód...! Ugh! — krzyczy z frustracji. — Naprawdę musiałeś to wywlekać przed Wizengamotem?
— Wszystkie fakty mogły być istotne!
— Naprawdę cię nie rusza, że twój najlepszy przyjaciel wylądował w Azkabanie? W AZKABANIE, RON! Zdajesz sobie sprawę jak tam jest? — Policzki Hermiony są zarumienione od emocji targających dziewczynę.
— Może na to zasłużył! — Krzyk Rona jest donośny i budzi panią Black, która zaczyna wydzierać się zza ram portretu.
— Ty... naprawdę tak uważasz? — Hermiona zadaje swoje pytanie cicho, jakby nie chciała, by zostało dosłyszane, bo przerażała ją możliwa odpowiedź.
— A ty nie? Sama powiedziałaś, tam, na sali sądowej, sam słyszałem, że Harry miał motyw. Więc nie zgrywaj niewiniątka! I nie zwalaj całej winy na mnie!
Hermiona cofa się stopień niżej, jakby została spoliczkowana. Wpatruje się przez chwilę w Rona zranionym wzrokiem, po czym obraca i odchodzi byle jak najdalej od niego.
— Tsk, tsk, tsk, braciszku — mówią bliźniacy, aportując się znikąd.
— Odczepcie się — warczy Ron i wbiega na górę, głośno tupiąc. Po chwili słychać głośny trzask drzwi od pokoju najmłodszego z Weasleyów, a bliźniacy wymieniają między sobą zmartwione spojrzenia.
***
Budynek Azkabanu to martwa bryła kamieni na pustej wyspie bez życia. Strzeliste wieże niknące w gęstych chmurach, okna przysłonięte ciężkimi kratami, wyjałowiona ziemia i to bezgraniczne uczucie rozpaczy, które czuje się aż w kościach.
Takie jest wrażenie Harry'ego o najlepiej strzeżonym więzieniu czarodziejów, gdy po raz pierwszy spogląda na ponury budynek. Zakuty w magiczne kajdanki zostaje wyprowadzony z łodzi, którą tu przypłyną i powoli idzie wąską ścieżką pośród gołych skał w stronę swojego przeznaczenia.
Powietrze tu jest wilgotne, a przerażający oddech dementorów przywodzi na myśl zgniliznę. Zakapturzone demony czają się w mroku, gdy Harry zostaje prowadzony przy eskorcie strażników. Może to tylko wyobraźnia przerażonego chłopca, ale Harry mógłby przysiąc, że oni wszyscy patrzą na niego łakomym wzrokiem, który wzbudza w nim obrzydzenie i strach tak potworny, że nie potrafiłby opisać go słowami.
Od czego masz wyobraźnię?
Harry ma ochotę głucho jęknąć w swojej głowie.
Myślałem, że się odczepiłeś i że przynajmniej tutaj będę miał spokój. Naprawdę ma dość Voldemorta w swojej głowie. Ale tak naprawdę, naprawdę, naprawdę dość.
Miałbym to przegapić?
Harry przewraca oczami i skupia się na otoczeniu, próbując zignorować śmiech Riddle'a.
Przed bramą na chwilę przystają, strażnicy, którzy przyprowadzili Harry'ego o czymś dyskutują z tymi strzegącymi wejścia, więc Harry korzysta z okazji i spogląda w niebo. Ile by dał, by choć jeden, ostatni raz móc ujrzeć piękne gwiazdy. Granatowy nieboskłon usiany milionem iskier tętniących życiem i nadzieją. Zamiast tego jedyne, co widzi to szare, gęste chmury.
Mogę pokazać ci gwiazdy. Tylko zaśnij, a pokażę ci, co tylko zechcesz.
Jeszcze tu jesteś?
Mój mały czarodzieju — mówi z rozbawieniem — ja tu będę już zawsze.
Strażnicy wreszcie kończą dyskusję wybuchem gromkiego śmiechu i Harry pierwszy raz przekracza wrota Azkabanu.
Hej! Dzisiaj, dzięki Katalogowi Euforia, natknęłam się na tego bloga. Przyznam szczerze i bez bicia, że jeszcze nie zabrałam się za czytanie - póki co ogarnęłam opis i jestem zaintrygowana. Mam masę tekstów do przeczytania (ostatnio pościągałam na dysk, wyszło ponad 1k!) i mam zamiar przebrnąć przez nie alfabetycznie - tak więc chwilkę mi zajmie dojście do "Nieba Gwiaździstego".
OdpowiedzUsuńNa ten moment mogę życzyć dużo weny - jak siądę do lektury, napiszę coś więcej.
Pozdrawiam, Glenka
hejka~! Ja tu nie biję, jedynie przytulam i rozdaję ciasteczka w kształcie gwiazdek <3
UsuńCieszę się, że "Niebo Gwiaździste" Cię zaintrygowało i bardzo liczę, że jak już znajdziesz czas i przeczytasz, to równie mocno Ci się spodoba.
Ale 1k...? Że tysiąc fanfików?! Jak?! (chyba że chodzi ci o strony czy pojemność, ja się nie znam).
ślicznie dziękuję za komentarz!
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniale, i trafił do Azkabanu, ale dlaczego jednak Voldemort się nie ujawnia... czemu w ogóle to Wesleyowie przebywaja na Grimuland Place...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia