Gdzieś w pobliżu wycieka woda; najprawdopodobniej powodem jest nieszczelna ściana. Wokół więzienia szaleje sztorm, wiatr wyje, morze szumi, a Harry liczy krople. Kap. Kap. Kap.
Zwariować można — komentuje Tom spokojnym tonem, a Harry zgadza się z nim w duchu całym sercem; w końcu on już dawno oszalał. Kap. Kap. Kap.
Zastanawia się, kiedy konkretnie nastąpił ten proces; kiedy postradał swoje ostatnie zmysły. Kiedy został szaleńcem stawianym na równi z Bellatriks Lastrenge, bo to tak ostatnio jest traktowany przez strażników. Już nie tylko go ignorują, ale również patrzą wzorkiem, który wzbudza w Harrym małe iskierki gniewu. A z każdym dniem pojawia się nowa iskierka; mrowi, kotłuje się i wrze coraz mocniej.
— Wyciągnij mnie stąd — mówi Harry do Toma, a przechodzący właśnie obok strażnik spogląda na chłopca z wytrzeszczonymi oczami, po czym wzrusza ramionami i kontynuuje obchód.
Bella budzi się ze swojego letargu, a w jej oczach pojawia się życie. Podrywa się, ale zostaje na swoim miejscu przy ścianie przykuta pojedynczym łańcuchem.
— Ty też mnie wyciągnij, kochasiu — śmieje się bez wyrazu. Wyciąga do niego rękę z popękanymi paznokciami i zaraz ją chowa, jakby żałowała swojej decyzji. — Poradzę sobie sama — warczy ostatecznie. — Sama! — krzyczy tonem dziecka odrzucającego pomoc zatroskanego rodzica.
Kap. Kap. Kap.
— To rób sama — odpowiada Harry, nie mając siły na słowne utarczki.
— A zrobię — odpowiada z dumą i zaczyna majstrować przy kajdanach, które zaczynają irytująco pobrzękiwać.
Czas leci wolno — ciągnie się jak pajęcza sieć; lepki i nietrwały, zdolny do przerwania przy najmniejszej ingerencji obcej siły. Harry odlicza sekundy, liczy dementorów i krople krwi Ginny stojącej w kącie. Kap. Kap. Kap.
Ciemny kaptur dementora połyskuje wilgocią, gdy stwór przepływa przed celą Harry'ego. Chłopak krzywi się i zaczyna wyginać palce tak, że strzelają kostki, czując przyspieszone uderzenia serca. Nie chce widzieć kolejnych, strasznych osobliwości nasłanych przez te potwory. Nie chce znowu robić głupich rzeczy; nie chce stracić kontroli. Nie może ponownie stracić kontroli.
Dementor nie zatrzymuje się na długo. Po prostu patrzy, ale tylko chwilkę — Bellatriks macha do niego jak do przyjaciela, którego żegna się z czułością, gdy ten odpływa ze zgarbionymi ramionami.
Jeśli w ogóle mają ramiona, myśli Harry.
Mają. Obślizgłe i pokryte liszajami. — Voldemort śmieje się cicho, słysząc myśli Harry'ego, który jest obrzydzony wizją.
— Fuj — mówi. — Mogłeś mi oszczędzić szczegółów.
— Torturujemy kogoś? — ciekawi się Bella.
Harry nie potrafi ocenić stanu swojej sąsiadki. Czasami sprawia wrażenie zupełnie świadomej i myślącej racjonalnie, a czasami emanuje morderczym szaleństwem i żądzą krwi.
Bella zawsze emanuje żądzą krwi.
Harry parska cicho ze śmiechu, bo Tom jak zwykle musi wtrącić swoje trzy gorsze, kreując się na mędrca mającego zawsze rację.
— Co powiedział, co powiedział?! — pyta Bella śpiewnym tonem. W pewnym momencie nauczyła się wyczulać ten moment, gdy Harry prowadzi mentalną rozmowę z Voldemortem i zawsze żąda relacjonowania jej przebiegu.
Harry zauważył, że szalona Bella go lubi; ta świadoma ma ochotę zamordować gołymi rękami, wbijając długie pazury w krtań.
— Że zawsze emanujesz żądzą krwi — przekazuje.
— Pan tak dobrze mnie zna...
Wszystkiego najlepszego.
— Hm?
Dzisiaj trzydziesty pierwszy lipca, twoje szesnaste urodziny — wyjaśnia Riddle.
— Serio?
— Co? Co? Co? — dopytuje się Bella, ale Harry ją ignoruje zbyt przejęty informacją, jaką dostarczył mu Riddle.
Ma już szesnaście lat? Spędził tutaj praktycznie rok?
— Cały, okrągły rok? — pyta zduszonym szeptem.
— Cały, okrągły rok? — powtarza Bella zupełnie jak papuga. Nawet jej głos brzmi tak samo skrzekliwie.
Nie cały, ale prawie — poprawia go Tom.
Rozmowę przerywa strażnik, który głośno wzdycha.
— A ten znów gada do siebie — żali się w przestrzeń. Więzień w celi na przeciwko śmieje się jak hiena, a Bella jęczy znudzona.
— Jakbyś ty tego właśnie nie robił — ripostuje Harry, a Tom cicho śmieje się w jego głowie, ale nie ze strażnika czy odpowiedzi chłopca, ale z samego dziecinnego zachowania Pottera.
— No weź — mówi Harry w reakcji na śmiech Voldemorta, co tylko podjudza mężczyznę, by śmiał się bardziej.
— Co powiedziałeś? — Strażnik odwraca się w jego stronę z zaczerwienionymi policzkami.
— Nic przecież — mamrocze Harry zaskoczony, że mężczyzna wdaje się z nim w dyskusję.
— Że cię zabije! — krzyczy uradowana Bella. — A twoje flaki powiesimy jak girlandy na choince!
— Jest lipiec — przypomina jej Harry.
— I co z tego? — Lestrange wzrusza ramionami.
— Nie zrobimy choinki jak nie ma świąt — tłumaczy jej Harry, angażując się w dyskusję. Bo przecież jest lipiec. Choinka i lipiec się nie łączą, to nielogiczne, absurdalne i bez sensu.
— Wariaci — komentuje strażnik.
Zabić go? — pyta Tom, a Harry wyobraża sobie jak przekrzywia głowę w lewą stronę tak, że włosy delikatnie opadają na jego wysokie czoło.
— Ja go zabiję — mówi Harry. I jest śmiertelnie poważny. W amoku śmiechów i żartów, w całych tych emocjach, które krążą w jego żyłach niczym żrący narkotyk. — Ale mi pomóż — prosi w osobliwy sposób.
Jam twym sługą — mówi z lekką ironią.
Harry w głosie Voldemorta słyszy tę samą ekscytację, która sprawia, że jego głowa jest lekka, a myśli tak czyste i klarowne jak bardzo dawno nie były. To uzależniające uczucie — czuć w sobie energię Toma połączoną z jego własną; ten stan oczekiwania i wkradającą się niepostrzeżenie żądzę krwi.
— Potrzebuję twojej magii.
Gdy tylko te słowa opuszczają jego wyschnięte usta, Harry czuje przypływ magii, która jest jak woda płynąca z nurtem — rześka i pełna życia.
Harry uśmiecha się, poddając uczuciu szczęścia, a Tom milczy, nie chcąc zakłócić nastroju, bojąc się, że Harry się obudzi i rozmyśli, a wszystko pryśnie jak czar wróżki o północy.
Oczy strażnika zachodzą mgłą, gdy Voldemort szepcze: Imperio, by wzmocnić zaklęcie chłopca, a Harry intensywnie skupia się na zachowaniu mężczyzny, który właśnie podchodzi do krat celi. Jego ruchy są ociężałe, jakby to on był skuty kajdanami, a nie Harry.
Harry wyciąga rękę i przez chwilę trzyma ją uniesioną w górze, po czym gwałtownie ją opuszcza, a ciało strażnika zostaje rzucone na przeciwległą ścianę przez niewidzialną siłę magii, a kruche kości łamią się przy zderzeniu.
— Kręgosłup — mówi Bella z zafascynowaniem, gdy rozlega się donośny trzask. Kości nadal pękają dyrygowane przez zaciskającą się pięść Harry'ego. Z otwartych ran zaczyna wyciekać krew, jej krople spływają po wilgotnych kamieniach.
Kap. Kap. Kap. Kapie woda z sufitu.
Kap. Kap. Kap. Kapie krew ze zwiotczałego ciała.
Pogruchotane ciało, a raczej masa mięsa i kości, leży pod ścianą. Harry dyszy ciężko i opuszcza rękę. Jego źrenice są rozszerzone, a wargi bolą od szerokiego uśmiechu.
Harry przestaje się śmiać. Patrzy na ciało, a jego nerwy koi ciepły ton głosu Voldemorta. Z nosa cieknie krew; skutek nadużycia magi bezróżdżkowej. Harry czuje się bezpiecznie, jakby był w domu; wręcz może poczuć jak ręce Voldemorta oplatają go w uścisku. Jak węże, powiedziałby postronny obserwator, ale dla Harry'ego to uosobienie ciepła, domu i wszystkiego, co najlepsze.
Oczy Harry'ego na chwilę błyskają czerwienią, a zbita masa mięśni, tłuszczu i kości pokryta warstwą krwi znika, jakby wtapia się w kamień. Harry mruga zielonymi tęczówkami i mdleje.
~*~
Sztorm posyła rozszalałe fale na wysoki budynek Azkabanu; rozbijają się i zostawiają na ścianach zgniłe wodorosty.
Do brzegu dobija mała łódka, której burty pokrywają bryły soli. Czubek wbija się w szary piasek, a na plażę wychodzi dziewczyna. Podaje rękę towarzyszącemu jej chłopakowi, pomagając mu zejść na ląd.
Brunet dziękuje jej z uśmiechem i rumieńcem na pyzatych policzkach.
Hermiona unosi głowę i wpatruje się w mury wysokiego budynku ginące z chmurach.
— Będzie dobrze — mówi, próbując przekonać samą siebie. — Musi.
Wiatr targa jej włosy i długą spódnicę. Dziewczyna czeka, aż zza bram wyjdą strażnicy, by zaprowadzić ich do Harry'ego.
Walka, aby się tu dostać była długa i trudna, więc Hermiona nie ma najmniejszego zamiaru ponieść porażki — jednak uczucie niepewności pozostaje i ściska serce jak korona cierniowa. Jednak w dziewczynie tkwi silne postanowienie, będzie walczyć do ostatniej kropli krwi. Wyciągnie stąd Harry'ego nawet jeśli miałoby to trwać lata.
Hermiona oddycha głęboko i spogląda na zestresowanego Neville'a. Zimny deszcz moczy jej twarz.
— Będzie dobrze — powtarza, a chłopak pewnie kiwa głową. Gdy brama zaczyna się otwierać, łapie jego rękę i ściska pocieszająco.
— Damy radę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz